Tabu. Pomiędzy sacrum i profanum
W analizie odkrywa się tabu, nazywa je, nadaje mu imię, dzięki któremu może rozpocząć się transformacja.
Tabu żyje w świadomości zbiorowej. Towarzyszą mu niezmiennie cenzura i autocenzura. Trójca ma się całkiem dobrze, zwarzywszy na fakt, że o wielu kwestiach nie wypada czy nie wolno mówić. Konsekwencją tej stałej-niezmiennej jest ograniczona niemal do minimum zdolność osobistego i psychologicznego zrozumienia tabu. Zakaz to zakaz.
Zwykle jazda „pod prąd” bywa surowo karana. Tabu karmi się tymi obostrzeniami i czasem urasta do niebotycznych rozmiarów. Wzmaga to dodatkowo potępianie u innych/obcych/ tego, co podlega ostrej osobistej ocenie i kontroli, uprzedzenia światopoglądowe, bądź jeszcze bardziej to, co jest indywidualnie nieświadome.
W Myślach nieuczesanych Stanisław Jerzy Lec, zapisał ciekawą i niepokojącą nieco myśl: mądre tabu udaje, że nic go nie może dotknąć2
Czy tabu może reprezentować żywy twór, organizm, który podatny jest na dotyk słowa? Rzeczywiście, wydaje się, że tabu żyje własnym życiem a właściwie żyć tabu są miliony, jakby policzyć każdego człowieka i jego cień. Każdy go ma, lecz nie każdy rozpoznaje.
Zakaz jest pojemny, zawiera w sobie wszytko to, co święte, boską iluminację, nadzwyczajność, zachwyt, takie obrazy, w które można jedynie nieśmiało i z zawstydzeniem patrzeć, upajając się niespełnioną tęsknotą wobec czegoś nieosiągalnego.
Zawiera w sobie pragnienie, pierwotną potrzebę, która nie może zostać zrealizowana, gdyż objęta jest świętym nie, którego przekroczenie stanowić może o grzechu. Niewybaczalnym, jak wymówione głośno imię bezimiennego.